FOTORELACJA #LIPIEC
Aż trudno mi uwierzyć, że to już! Że skończył się lipiec. Choć prawdę powiedziawszy byłam przygotowana na to, że te wakacje zlecą nieziemsko szybko. Dużo załatwiania, planowania, przez co czas biegnie jakby szybciej.
Początek lipca nie był szczególnie atrakcyjny pogodowo. Dość często padało, nie było słońca. A jeśli już się pojawiło to na jeden dzień, który staraliśmy się wtedy ciekawie wykorzystać.
Nad stawem przesiadywaliśmy w tym miesiącu dość dużo nawet, gdy trzeba było przyodziać długie spodnie.
Dziewczyna, której bez przerwy zabawy w głowie
Dzień dobry o poranku.
Przyszła nasza weselna mucha. Jak do tej pory nikt nam nie wierzy, gdy mówimy, że zdecydowaliśmy się na taką właśnie ozdobę. Ale tak, będzie drewniana.
Jadę z dziadkiem do poradni chorób zakaźnych, gdyż miał on na plecach pasażera na gapę - kleszcza. Na szczęście nie był on zakażony, a dziadek dostał zakaz turlania się w trawie. heh
Zagląda do nas, gdy siedzimy na tarasie.
Choć niedzieli nie lubię, to niedzielne poranki bardzo. Z reguły nie trzeba się nigdzie spieszyć, można spokojnie wypić kawę, delektować się ciszą i czasami słońcem.
I gdy tak z rana spaceruję, przychodzą do towarzystwa.
W Bydgoszczy w sezonie letnim organizowane są przy operze niedzielne koncerty, jednak pomyślano również o ludziach młodych i dla nich również zorganizowano muzyczne atrakcje. I tak oto wybraliśmy się, aby posłuchać młodego, lubianego przez nas duetu The Dumplings. Wcześniej jednak zahaczyliśmy o pewne miejsce, aby napełnić głodne brzuchy.
Pizzę należy rozchodzić więc jest spacer.
Rzeka muzyki
Przygotowania do wesela trwają. Wybrałam się do biura parafialnego po wymagane zaświadczenia. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek wcześniej była w biurze w tym kościele. Jednak, gdy przekroczyłam jego próg wiedziałam, że jedyne czego mi potrzeba to aparatu. Cóż tam był z klimat. Stara podłoga, biurko, krzesła. Wszystko skrzypiące i z takim specyficznym zapachem.
Na początku lipca odbyła się trzecia edycja Enea Bydgoszcz Triathlon. Pogoda była całkiem przyjemna. Impreza cieszy się naprawdę dużym zainteresowaniem, co mnie osobiście bardzo cieszy.
Fisia wcale nie chciała płynąc z zawodnikami, nie chciała nawet zejść na dół, bo przecież woda gryzie. Dała się jednak w końcu przekonać i zaspokoiła pragnienie.
Spacerkiem dotarliśmy na starówkę, mały głód zaspokoiliśmy frytkami belgijskimi. Czekamy zatem z Fisią bardzo cierpliwie.
Wyspa młyńska w Bydgoszczy jest naprawdę fajnym miejscem. Lubię tu być.
Po powrocie wybraliśmy się pochillować nad staw. Fisia pierwszy raz pływała łódką i muszę powiedzieć, że bardzo jej się spodobało.
Ogródkowe towarzystwo.
Był bardzo ciepły dzień, udaliśmy się rowerami na działkę do znajomej. Spotkały mnie tam jedne z przyjemniejszych chwil, spędzone w hamaku. Cały czas żałujemy, że nie mamy własnego.
Morning!
W lipcu pisałam post o tym co lubię i polecam. Przeczytać możecie o tym tutaj <klik>.
Przytulas. To nic, że wariuje mi po nocy i muszę go wyrzucać z domu, zwala co się da z półek i skacze po szafach. To wszystko nic, bo jest największym przytulasem i kotem pozbawionym jakiejkolwiek złośliwości.
Coś na szybko
Zrywam z łąki co się da i wrzucam do wazonów i słoiczków. Uwielbiam naturę i prostotę w domu. Ten słoiczek przygotowałam do łazienki.
W lipcu odwiedziłam koleżankę z pracy. Miałyśmy mnóstwo spraw do obgadania, gdyż miała ona wesele dwa tygodnie przed nami. Ona jest już po, a my jeszcze trzęsiemy portkami :)
W naszej oazie jest już na czym siedzieć. Nareszcie.
Dzień dobry po raz kolejny. Moja ostatnia obsesja czyli pasztet wegański, rukola i papryka.
Wieczorna kawa na tarasie
Niedzielny poranek spędzony przy kawie nad stawem.
Odwiedziłyśmy z Fisią moją mamę.
W lipcu odwiedziliśmy stance wodne nad zalewem koronowskim. Napisałam o tym osobny post, gdyż miejsca wydały mi się naprawdę ciekawe. Osobiście byłam zachwycona, choć prawdę powiedziawszy nie potrzebuję wiele, by poczuć się oczarowaną. Przeczytać możecie o tym tutaj <klik>.
Lipiec to taki miesiąc w którym pół najbliższej rodziny obchodzi imieniny. Na zdjęciu imieninowe lody mamy.
Odwiedził mnie Ksawciu ze swoją mamą. Słodziak ogromny z niego.
W ogródku mamy jest bardzo dużo fasoli. Trzeba ją całą zjeść. Zerwałam, zblanszowałam i zamroziłam. Będzie idealna na zimę. Swoją drogą - uwielbiam. Smak dzieciństwa po prostu.
Zdjęcia w plenerze
W tym miesiącu Fisia miała wykonywaną kastrację. Nie obyło się bez komplikacji, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Teraz już biega, skacze i jest znów tak radosna jak zawsze.
No i znów w ogródku u mamy
Lubię tu być
Suszę na zimę albo jesień. W sumie jak ususzę więcej to starczy i na jesień, i na zimę.
Gdy kupowałam rok temu buty zimowe rzuciły mi się w oczy te botki. Już wtedy zaczęłam do nich wzdychać, gdyż buty to moje największe przekleństwo. Choć i tak opanowałam się już w dużej mierze z ich zakupem. Buty Sorel to moim zdaniem najwyższa półka jak do tej pory, a marki testuję sobie różne. Są tak nieziemsko wygodne, że można chodzić w nich bez końca. Ich ceny nie zachęcają do zakupu, a wręcz przeciwnie odpychają. Warto zatem polować na okazje. Ja upolowałam i zakochałam się po raz drugi.
Pomocnik zawsze w gotowości
Zatęskniliśmy oboje właśnie za takim obiadem. Więc go sobie zrobiliśmy.
Koktajl: banan, truskawki, roszponka i woda
Wszyscy czujemy się już doskonale
W wolny wieczór odwiedziłam moją kuzynkę w jej nowym domu. Uwielbiam ten zapach świeżości. Nowych ścian, mebli i ten ogólny rozgardiasz. Masz ochotę podwinąć rękawy i zabrać się do roboty, bo nowe miejsca zawsze dodają energii. Mały Krzysio był jednak z nami więc po prostu siedziałyśmy i rozmyślałyśmy o życiu. W tym miejscu jednak muszę przyznać się, jak bardzo zazdroszczę im stołu. O rety jak bardzo. Tak naprawdę bardzo.
Przed skoszeniem trawy zarwę do słoiczka
Dzień nad wodą
No i mrożona kawa na ochłodę
Trzymajcie kciuki za udany sierpień i do napisania.
Ściskam!
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz