FOTORELACJA #LUTY


Witam Was bardzo serdecznie w migawkach miesiąca lutego. W związku z moim nie za dobrym samopoczuciem na początku ciąży nie było migawek z grudnia oraz stycznia, a te z lutego pojawiają się znacznie później. W każdym razie, zapraszam do obejrzenia, co ciekawego działo się w lutym. 
 Poranki przed pracą. Luty był dość zimnym miesiącem.


Oboje mieliśmy w lutym wolne. Zaplanowane miałam dwie wizyty u lekarza. Każdą z nich trzeba było uczcić czymś dobrym. Po dobrych wiadomościach należy dobrze zjeść. 



Sernik obłęd


Spacery nad stawem, uwielbiamy to miejsce.


Cały czas przed urlopem planowaliśmy jechać do Warszawy. Jednak moje samopoczucie nie do końca jeszcze takie jak powinno być ciągnęło mnie w jakieś spokojniejsze miejsce. I tak jednogłośnie zadecydowaliśmy, że zamiast do Warszawy pojedziemy nad morze i w końcu odwiedzimy Hel. 


Dotarliśmy na miejsce. Nocowaliśmy we Władysławowie.



Pierwszy spacer.. chociaż wydawać się może, że było bardzo zimno, to wcale nie, było bardzo przyjemnie. 



Jak zawsze dotarliśmy do portu..


Na koniec dnia poszliśmy na kawę, czyli jakby kolację :)


Nasz hotel był bardzo przyjemnym miejscem, zachowanym zdecydowanie w morskim stylu.


Po śniadaniu ruszyliśmy na Hel. Cudownie się tam jechało. Ruch praktycznie zerowy, cały czas przebijało się słonce, ale zimno było niemiłosiernie. Nigdy wcześniej nie udało nam się tam dojechać. W wakacje jest zbyt dużo ruch i większość czasu stoi się w korkach.  




Dotarliśmy na Hel i zmierzamy na cypel


Ci którzy obserwują mnie na Instagramie znają już tą historię... Dotarliśmy, chcąc być bliżej morza postanowiłam iść plażą, natomiast Szyszka szedł deptakiem. Gdy wyszłam na środek plaży postanowiłam iść na TEN cypel więc poszłam w lewo. Spacerkiem przy pięknym słońcu i szumie fal zmierzałam cały czas do tego upragnionego punktu, który cały czas wydawał mi się już niedaleko. Miejsce było osłonięte od wiatru więc po chwili było mi nawet za ciepło. Po jakiś 20 minutach dzoni Szyszka i pyta, gdzie ja jestem? Mówię mu, że idę na cypel, w tym oto momencie uświadamia mnie, że ja obchodzę Hel dookoła, bo on jest na cyplu już od 20 minut i już mu nudno.. Heh! Kobieca orientacja :)



Tam naprawdę było pięknie. 




Dotarłam na cypel! Woohoo! Tutaj wiało już strasznie!


Następnie deptakiem udaliśmy się na dalszą część spaceru.


Przemroziło nas strasznie. Udaliśmy się zatem na coś rozgrzewającego i kawę. Mój wybór padł na rosół z dorsza. Pyszota!



Pijąc kawę czekaliśmy na wejście do fokarium. Nieopodal znajdowała się ryba zrobiona z plastikowych butelek.



Pierwszy raz widziałam fokę na żywo i byłam w szoku jej wielkości, a poza tym przypominała mi szczura w wodzie, hmm no cóż :)



Pojechaliśmy również nieopodal portu w Helu, gdzie znajdują się wraki okrętów wojennych ORP Wicher i ORP Grom II. Pełnią one funkcję naturalnych falochronów. 




Po powrocie zjedliśmy przepyszny obiad.. 


Poobiadowe efekty widać :)


Jestem ciekawa czy jeszcze ktoś tak ma.. śniadania w hotelach to jest coś, co uwielbiam. Wieczorem już myślę, co będzie jutro na śniadanie.  I chociaż nie ma na nich nic nadzwyczajnego, to zachwyca mnie to, że mogę wszystkiego wziąć po troszeczku. 



Poranki. Zadziwiające jest to, że ilekroć gdzieś jedziemy to zazwyczaj mamy bardzo fajną pogodę. 


W drodze powrotnej udaliśmy się na Szadółki do Gdańskiego outletu na małe zakupy.



Obiad na starówce jest obowiązkowy, zmierzamy do Mon Balzac. 


Krem z pomidorów i makaron z łososiem. 



Wracamy, wypoczęci, zadowoleni..


Po powrocie do domu dostałam straszny ból głowy, który odpuścił po trzech. Szczęśliwa wychodzę z domu na spacer. 


A Szyszka pracuje, szykują się duże zmiany u nas .. 



Nie może ich zabraknąć w domu i stawiam je po prostu wszędzie, tyle radości z nich mam. 


Dziś na obiad krewetki z przepisu mojej znajomej Natalii, wszystko wyszło naprawdę smacznie.


Przy okazji zrobiłam też muffiny z malinami. 



Jest nowa fura w domu, jest i nowe legowisko dla kota.. wiadomo heh.


Nasz Krzysiu ma już rok! Pamiętam jak był mały, ba pamiętam jak kuzynka była w ciąży, a tu już rok. Dzieci na które patrzy się z boku rosną w zaskakującym tempie. 


Misiek <3


A u mamy są już zajączki ..



Drugi tydzień urlopu był znacznie bardziej spokojny i praktycznie bez zdjęć, gdyż moje samopoczucie trochę się pogorszyło. Mróz trzymał u nas straszny. Więc odliczałam już do tych cieplejszych dni. 

Do napisania niebawem.
Ściskam!
M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 puchowa czapka , Blogger